06/06/2009

Maki

'Jam jest strawa dla duszy --- jam jest strawa dla ciala --- z ryzem mnie wpierdalaj'

Wpadlismy na fantastyczny pomysl zeby zrobic sushi/maki domowym sposobem. Zakupilismy glony, ryz do sushi, dzindzer kiszony, wasabi, ogorka, papryki i duuuzo roznego miesiwa - ryby, raki, kraby i krewetki, do tego pasta jajeczna, sos sojowy, ocet ryzowy i mate do zawijania. Najpierw pobieralismy nauki za pomoca youtube, przygotowalismy wszystkie skladniki i zabralismy sie za produkcje. Ilonka zawijala, Jarcio zawijal i ja zawijalem. Raz nawet zrobilismy odwrocone maki (z ryzem na wierzchu pozypanym ziarnem sezamowym). Gosia wrocila z pracy i tez zawinela. Jarcio z Ilonka przygotowali nigri z resztki ryzu i ryby. Potem caly wieczor mielismy niezla uczte. Wyszlo nam ponad 30 maki roznych wielkosci i nadzien, a do tego pare nigri. Koszt takiej imprezy byl o wiele mniejszy niz w japonskiej restauracji, ale za to jaka zabawa. Zrobilismy filmik i bedzie za jakis czas na youtube, ale dopiero po edycji (max 10min na youtube).
Tydzien temu pojechalismy do malowniczej wioski Mulbarton (jakies 5 mil za Norwich) celem obejrzenia mieszkania do wynajecia. Mieszkanie przednie i spelniajace nasze wymagania - nowe, pojedyncze kurki, 3 lazienki, 4 sypialnie, duzy ogrod, cisza za oknem, podwojny garaz, bardzo przystepne cena. Minusem byla odleglosc od miejsca pracy, gdyz w moim wypadku musialem sie liczyc z opcja jezdzenia autobusem. Zanim zdam prawo jazdy pewnie jeszcze troche wody w Wisle uplynie. Po obejrzeniu mieszkania, na parkingu, stalismy sobie chwile w czworke i dyskutowalismy o mieszkaniu. Ja wyrazilem, ze jak dla mnie to odleglosc jest problemem, ktory trzeba by bylo jakos zalatwic. Gosia powiedziala, iz jej kolega z pracy, ktory wlasnie mieszka w Mulbarton, w ramach dnia ekologicznego postanowil przyjsc na piechote do pracy, nie bylo to dlugo, bo szedl jakies 3 godziny! I juz mielismy wizje, iz ja bede wstawac o 1 w nocy, by zjesc sniadanie, kawe i zbierac sie powoli do pracy na 7:30 am.
Dzien pozniej mielismy zaplanowany piknik ze znajomymi. Tu tylko wspomne, ze pare dni wczesniej byla tez piekna pogoda i Ilonka powiedziala, ze znajomi z Holt robia grilla w Wells-Next-The-Sea. Przygotowalismy strawe, mieso i pojechalismy. Po drodze sie okazalo, ze nie mozemy sie dodzwonic do nich i w sumie nie wiemy gdzie oni beda grilowac, a w taka pogode WNTS jest kompletnie zalane tysiacem ludzi. Oczywiscie nie udalo nam sie pogrilowac tego dnia, ale za to pojedzilismy sobie po wybrzezu.
Wracajac do pikniku - po porazce grilowej postanowilismy zorganizowac cos u nas. Zaprosilismy znajomych z dziecmi, wybralismy sie do pobliskiego parku (doslownie 10 minut piechota) i spedzilismy tam fantastyczny dzien. Slonce grzalo, wiatr byl umiarkowany, ludzie okazali sie byc bardzo wyluzowani, gralismy we frizbi, pilke i tenisa. Nikt sie nie zgubil i my mielismy zasieg. Po pikniku wiekszosc sie wybrala jeszcze do nas na kawe i cos slodkiego. Tu dowiedzielismy sie, ze panstwo Bugsowi jakis czas temu kupowali w aptece produkty przeciw malym zwierzatkom zyjacym na glowie badz lonie. Podjelismy decyzje, ze sie przeprowadzamy do Mulbarton.
Dwa dni pozniej okazalo sie, ze wlasciciel mieszkania postanowil sciagnac je z rynku i sam w nim zamieszkac. Back to square no 1...

6 comments:

Daisy said...

A się Dochtor zastanawiał, czegój ta Bugsowa tak pierze i pierze...

W takich angielskich szkołach wszawica jest powszechna jak głupota.

Szeherezada Stiepanowna said...

Krystusie, ja bym wolała w melńkiej kawalerce siedzieć, ale sama! Żadnych lokatorów, żadnego szwendania się obcych po domu. O dotykaniu mojej prali czy talerzy nie wspomnę.

Daisy said...

No. Kołchoz juz przerobiłam na początku swej emigranckiej kariery i wolałabym pod mostem w worku po cemencie spać niż z kimś obcym dzielić kuchnię i ŁAZIENKĘ.

O fuj.

I kibel.

Sak maj sosydż said...

No na szczescie kazdy ma swoja wlasna lazienke i kibel :)

dusiciel said...

Mój Żuczek zajebiście zwija maki. Nauczył się tego w Korei, tam maki to kimbab.
Ja też umiem, ale mi się nie chce... ;)

Daisy said...

To ODETCHŁAM z ulgą :-)

Kibla po Bugsowej użyć, to trauma na całe życie musi być :-))))

No ale do kuchni Bugsowa włazi i w garach miesza, a może i ukradkiem pluje do zupy albo do ryżu w szafce.... yyyyyy

Pierdoli mi się we łbie, bo za oknem mam hinduską imprezę w namiocie sąsiada zza płota. Kurwasz, od 15.00 leci napierdalanka na jedno kopyto i wycie potępieńcze. I to w dodatku live! Zaprosili tercet jakiś.