20/03/2009

Ssij mi pałę dziwko

"Wieczorem uczniowie zasiedli nad ogniskiem, by wysłuchac kolejnej przypowieści --- Pan jednak był spóźniony i ognisko już dogasało --- rzekł Pan do swych uczniów --- błogosławieni cierpliwi, albowiem ich będzie Królestwo Błękitne --- odwrócił się twarzą od ogniska i wnet rozbłysło ono cudownym ogniem"

Powoli się przyzwyczajam do bloggera :)
Generalnie nie jest źle. Wydaje się mieć trochę więcej opcji niż blogpeel i intuicyjność obsługi większa. No i są tu prawie wszyscy co winni być :)
Wróciliśmy z urlopu. Jak zwykle o tej porze roku - wybraliśmy się na narty do Austrii. W alpejskich wioskach porozumiewaja się wieśniacy w języku hitlerowskim, mijaliśmy nawet jakiś zamek, gdzie ta ciota wstrętna stacjonowała. Nie wiem co tam robił i z kim, ale znak to dla mnie, że niemiecki kraj nawiedziliśmy.
Wioska w której mieszkaliśmy piękna była, apartament mieliśmy też cudny. Szczególnie łazienka nam przypadła do gustu - duża wanna, a co ciekawsze - bardzo głęboka, dno schodziło poniżej poziomu podłogi, podłoga w łazience podgrzewana, tak iż szybko schła i po wyjściu z kąpieli ciepło w nogi było. Żeśmy się z Jarciem parę razy leniwcowo pluskali ponad godzinę. Woda w alpejskiej wiosce była fantastyczna - nie miałem żadnej pokrzywki, ogólnego swędzenia i skóra się nie wysuszała szybko. Widok z pokoju mieliśmy na pole, po którym sobie biegali ludzie w biegówkach, dalej kawałek wioski i potem tylko góry. Góry tym razem okazały się bardzo zasobne w śnieg. Tego białego gówna, które toleruję tylko na nartach, było mnóstwo. Co oznaką było, iż stoki będą zasypane naturalnym śniegiem i ogólne warunki narciarskie będą fantastyczne. No i tak też było. Jeździło się fantastycznie. Pogoda zmienną była i jednego dnia słońce dawało po buziach (tak, że jeszcze do dziś widać opaleniznę), a drugiego zaczynał padać deszcz, śnieg i wiało okropecznie.
Odziedziczyłem kurtkę i spodnie po Jarku, dzięki czemu zachowałem profesjonalizm narciarski. Jarcio zaś miał swój nowy, super wypasiony strój z Hameryki!! Jak dla mnie wyglądał w nim bardzo ponętnie i seksownie. Na tyle seksownie, że raz musieliśmy się odłączyć od znajomych, z którymi pojechaliśmy na narty, i tylko we dwóch wjeżdżaliśmy bardzo wysoko na górę sami w pustym wagoniku...
Nóg nie połamaliśmy, kijków też nie. Ja tylko wygiąłem jeden kijek, gdyż postanowiłem nabrać prędkości w czasie zjeżdżania, ktoś mi zajechał drogę, próbowałem skręcić, ale nie byłem przyzywczajony do manawrów w prędkościach ponaddźwiękowych i wywaliłem się, a potem się potoczyłem paręnaście metrów do przodu jak ludzka kula śnieżna. Skończyło się na lekkim obiciu i wygiętym kijku.
Wieczorami graliśmy namiętnie w tysiąca i piliśmy piwo albo wódkę.
Niestety w ostatnie dni naszego pobytu moje zatoki szczękowe postanowiły się zbuntować, jakieś pojebane bakterie dokonały inwazji, ropny katar wylewał się tonami z moich zatok, ból szczęki doprowadzał do kurwicy, a wizja śmierci posocznicowej, tudzież z zapalenia zatoki żylnej napawała mnie bezsennością. I tak spać nie mogłem, bo zatkany nos zmuszał mnie do oddychania ustami, a wtedy szybko się wysuszałem w gardle i od razu budziłem ze snu, średnio budziłem się co godzinę, półttorej. Okazało się, że kolega farmaceuta co był z nami miał ze sobą podręczną aptekę. Włączyłem leczenie antybiotykiem, ale niestety chwilę po jego spożyciu brzuch mnie napierdalał. Dopiero w PL udało się zmienić antybiotyk na inny i kondycja zaczęła się poprawiać. W chwili pisania tego nic mnie nie boli (poza powiekami). Niestety częste zmiany klimatów wpłynęły niezbyt dobrze na Jarcia, gdyż zaraz po powrocie do domu zaczął kasłać, głowa zaczęła boleć i się czuł generalnie źle. Mam nadzieję, że szybko mu to przejdzie, gdyż lekcje tenisa nas czekają!
Powoli wracam do rzeczywistości.

No comments: