24/09/2012

mash potato

Nie wiem dlaczego ale jakoś mi się tak sentymentalnie zrobiło. Może to wina pogody? Od dwóch dni zimno i pada, aż ogrzewanie musieliśmy włączyć. Może wina tego, że Muti znów się szykuje na operację/radioterapię, bo jej Shwannoma odrosła w głowie. Cholera wie, pewnie wszystko po trochu włącznie z powrotem do pracy po urlopie. Myślę o tym co było, co jest i co będzie. Wspominki zaczęły mi się już w Polsce, gdy nocowaliśmy u rodzinki na Stogach. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, iż nie jest to już ta sama dzielnica jaką kojarzę z dzieciństwa, czy ta jaka mi się czasem śni. Dużo się zmieniło, wielu miejsc już nie ma. Ludzi też pewnych nie ma. Poczułem się trochę staro. No cóż czas nieubłagalnie leci do przodu. Jednak teraz czuję się prawdziwie spełniony i szczęśliwy. Praca jest jaka jest i wcale na nią bardzo nie narzekam. Mam wspaniałego faceta, z którym się bardzo kochamy. Oczywiście czasem się posprzeczamy o jakieś bzdury, ale to zupełnie normalne i zdrowe. Kocham mojego Jarka bardzo mocno. W sumie jesteśmy już prawie osiem lat ze sobą. Kupa czasu, znam związki które sie wypalały po paru latach, a my wciąż mamy w sobie iskry szaleństwa, namiętność która nie zmieniła się przez tyle lat i najważniejsze szczerość i oddanie. Wszystko nam się powoli statkuje i układa. Za rok pewnie się hajtniemy, może bedzie czas na drugie obywatelstwo? Wciąż liczymy na wygraną w lotka.

No comments: