14/07/2011

Till the world ends

Trochę już jestem zmęczony. Za dużo ostatnio czasu spędzam w pracy a i tak moje trudy i starania się nie są dostrzegane przez szefostwo. Z tego też powodu zwyczajnie włączył mi się plan działania minimalnego, jak najmniej się stresować, nie przejmować się całą masą rzeczy, które i tak są ode mnie nie zależne. Doszły mnie słuchy kto może zostać moim nowym szefem i wcale nie jestem zachwycony. Z dobrych wiadomości - już w niedzielę finał The Apprentice. Ostatnio w ramach luzackiego dnia wolnego położyliśmy sobie materac przed telewizorem i oglądaliśmy sobie wszystkie zaległe odcinki serialu z Lordem Cukrem. Pojawiły się też w sieci nowe Weedsy! Jarcio coś się podziębił troszkę i miał małą chrypkę, więc zalecam mu także plan minimalny w pracy i wygrzewanie się kiedy to tylko możliwe. Wpadł do nas ostatnio pan od naprawy bojlerów, żeby sprawdzić co i jak, czy nic nie cieknie. Wszystko gra i buczy. Ponieważ pan od bojlera był całkiem przystojny, to przez chwilę miałem wizję, że pana zalewa coś w łazience i musi się rozebrać by wysuszyć ubrania, i wtedy z pomiędzy jego nóg ukradkiem wyłania się najgrubszy klucz francuski jaki widziałbym w życiu. Nie mogę się doczekać weekendu. Mamy z Jarciem wolne 1.5 dnia razem! Jeszcze nic nie zaplanowaliśmy, ale na pewno jednym z punktów programu będzie wydanie ostatnich naszych oszczędności na kolejne wakacje życia. Jeśli się okaże że jednak nie będzie końca świata w 2012 to znów będziemy oszczędzać :)

No comments: