17/01/2009

Update

Zaprawdę powiadam wam koniec świata jest bliski, albowiem on zasiadł za sterami samochodu.
OK. Szybkie podsumowanie tego co się wydarzyło ostatnimi czasy.
Były święta, potem Nowy Rok. Miałem urodziny - 31sze tym razem.
Postanowiłem nauczyć się jeździć samochodem, coby moje szanse uzyskania pracy wzrosły choćby odrobinkę.
Postanowiłem rzucić palenie, tfu... to już było 2 lata temu :) jak na razie nie palę i się nie zapowiada bym zaczął ponownie. Za to Papa rzucił palenie po tym jak wylądował na chirurgi naczyniowej w byłej Palmie Mater z podostrym niedokrwieniem kończyny dolnej lewej (tętnica podkolanowa lewa)> Rzucił jednak tylko na parę dni, bo jak tylko wyszedł ze szpitala ze świeżym bajpasem ponownie zaczął palić jak lokomotywa. Koszmar. Muti powiedziała, że go zostawi jak nie przestanie, ale pewnie miałby więcej 'pretekstów' do palenia. NO masz ci los. Jarcio zakupił sobie fantastyczne spodnie i kurtkę Descente w amjerykańskim sklepie, czekamy aż paczka przyfrunie ze stanów zjednoczonych. Mam nadzieję, że będzie to przed naszym urlopem pod koniec lutego.
Postanowiłem schudnąć, bo jestem starsznie gruby i nienawidzę swojego ciała i mam napady obżarstwa i w ogóle pierdolę teraz od rzeczy. Mam nadwagę i staram się ją zniwelować. Ćwiczę zatem regularnie parę razy w tygodniu, taniec dwa razy w tygodniu i przede wszystkim redukcja obżarstwa. To straszne co człowiek musi robić, żeby mieć mniejszą zawartość tłuszczu w ciele. Od środy chodziłem połamany, bo postanowiłem pójść na body pump - ćwiczenia z hantlami i obciążeniem do muzyki, na wiele partii mięśniowych. Wszystko mnie boli a bicepsy mam wrażenie, że są w jakimś permanentnym skurczu tężcowym i nie chcą się rozluźnić. Dziś były kolejne zajęcia z kobietą, która się chyba szkoliła w USA, gdyż poziom zachęty dla ćwiczących przekraczał normy brytyjskie i wyglądała jak nawiedzona kobieta z sekty. Efekt jednak taki, że ćwiczenia wykonałem czasem wyjąc z bólu (przy jękach i wyciu pozostałych uczestników ćwiczeń). Jutro dzień wolny, więc zabieram się do szlifowania CV i odsyłania odpowiedzi na parę nowych ogłoszeń w tym jedno w NZ (proces rekrutacyjny cholernie długi i drogi... ale co tam).
W parcy po staremu - raz lepiej raz gorzej. Nowo przyjęta pracownica nie nadała sie do pracy, więc trzeba było ją przenosić. Prawie się popłakała na spotkaniu ze mną i szefową, byliśmy tacy dobrzy dla niej. Niebawem czekają mnie kolejne przesłuchania nowych pracowników. Do rozwiązania jeszcze performance monitoring z dwoma pracownikami i załatwienie parę dyscyplinarek. Cudnie. Żyć nie umierać. Mam nadzieję, że kurs menadżerski się kiedyś mi do czegoś przyda.

No comments: