'Zdrowas Madonno! Matko Rocco! Jesus z Toba! Blogoslawionas ty miedzy Virginami! I blogoslawiony owoc zywota twojego Lourdes!'
Jedne z najlepszych wakacji jakie do tej pory nam sie udalo spedzic. 27°45'N 15°35'W. Geograficznie Afryka, politycznie Europa. Slonce swiecilo wysoko nad glowami, nie w twarz, tylko na czubek glowy. Temperatury wysokie, ale znosne ze wzgledu na ciagla bryze od Oceanu. Ocean spokojny rano, a pod wieczor szalejacy wielkimi falami przewracajacymi ludzi na brzegu. Woda przejrzysta o bardzo przyjemnej temperaturze. W wodzie cale masy zwierzatek, ale na szczescie ludziom przyjaznych (moze poza murenami). Podroz do i z powrotem - koszmarnie meczaca. Lecielismy z Gatwick, po raz pierwszy. Lotnisko z lekka odrazajace i jakies takie brunatno, szaro-bure. Odlecielismy z samego rana do Madrytu samolotem linii AirEuropa, na Barajas 45 minut na przesiadke na kolejny samolot (tym razem Spanair), ledwie zdazylismy, ale ostatni nie bylismy:) Potem spokojny lot do Las Palmas na Gran Canaria. Na lotnisku cicho i spokojnie, cieplo, ale niezbyt pogodnie (!), jakies chmury nad nami i jakby mialo zaczac padac. Wsiedlismy do busa 66 i pojechalismy do naszego hotelu. Po drodze spadl 'deszcz' w postaci paru kropelek. Jak sie potem dowiedzielismy od miejscowych, takie opady sie zdazaja raz na jakis czas i raczej jest to masowa kondensacja pary wodnej niz prawdziwy deszcz z chmur. Cudna bryza od oceanu. Zakwaterowalismy sie w hotelu, dostalismy nasza magnetyczna karte do pokoju i postanowilismy zobaczyc co gdzie i jak. Pokoj mielismy na samej gorze (5te pietro), co dawalo fantastyczny widok na okolice, wszystkie pokoje pod nami i obok nas, oraz niedaleko w oddali wydmy i ocean. Hotel 4*, ale lekko zaniedbany i szczerze piszac watpilismy w te 4*. Poznani pozniej miejscowi stwierdzili, ze jak na te dzielnice, to sa to dobre 4 gwiazdki. No coz. Nie ma zimy, nie ma okresu, gdy hotele sie zamyka i odnawia. Jednak nie narzekalismy, gdyz klima byla, prysznic ze zmieniajacymi sie swiatelkami byl, kibelek i bidet. balkon i barek. Lozka dwa zlaczone razem, niby podwojne lozko, ale chuj strzelal w czasie igraszek lozkowych, bo sie co jakis czas lozka rozjezdzaly i raz to jakas czesc ciala zapadala sie w szczelinie. W cenie naszych wakacji mielismy wliczone sniadania, co okazalo sie byc dobrym rozwiazaniem, gdyz w zasadzie jedlismy duze sniadania, a przez reszte dnia pilismy wode, napoje i jedlismy male przegryzki. Wieczorem ewentualnie sobie chodzilismy co ktorys dzien do restauracji. Wieczorami wszystko odzywalo. Doslownie pol rzutu beretem mielismy slynne Yumbo, gdzie pedalstwo roznej masci sie schodzilo na jedzenie, picie i inne swawolne zabawy. Gdybysmy byli typem pary uwielbiajacej noce, klubowo-pubowe zycie, to chyba bysmy byli w raju. Oczywiscie skorzystalismy raz z okazji i sie wybralismy do paru pubow i knajp, zeby zobaczyc co i jak. Bylo calkiem milo, ale jakos zachcialo nam sie spac szybko po wypiciu paru piw i powrocilismy do pokoju jeszcze przed 2 w nocy :) Sniadania calkiem pozywne, z duza gama zarcia do wyboru i calkiem dobra kawa. Dnie spedzalismy albo na plazy nad oceanem, albo na basenie hotelowym (kazdy mial swoj fotelik, materac i parasol!). Hotel z zalozenia mial byc tylko dla doroslych, ale okazal sie byc 'zalecane +18', czyli nie-rodzinny. No i faktycznie dzieci nie bylo AZ tak duzo, bo byla jedna dziewczynka, ktora musiala miec jakis chory uklad ze swoim ojcem ('papi! papi!x50 na godzine) i skakala przed nim do wody i sie prezyla i darla swojego ryja. Na szczescie byli tylko pare dni. Potem byla jakas grupa niderlandzkich chlopcow (raczej 18+), ktorzy napierdalali w pilke w basenie, ale na szczescie niezbyt czesto, bo musieli miec czas zajmowac sie Grubym Murzynkiem, do czasu kiedy sie pojawil Duzy Murzyn. Nad basenem glownie sie opalalismy i czytalismy ksiazki. DOszlo nam jeszcze jedno wazne zajecie, z racji braku checi socjalizacji z innymi ludzmi, wymyslanie ludziom z hotelu nickow. Bylo pare waznych postaci - Magda (ktos pamieta film All about Marry/Sposob na blondynke, gdzie byla Magda co sie namietnie opalala - brazowa twarz, siwe wlosy i obwisle cycki?), ktora byla cala brazowa, miala siwe wlosy i obwisle cycki. Wyobrazalismy sobie, ze Magda wpada do basenu i w mgnieniu oka cala woda wyparowywuje z sykiem. Kolejna postac - Baseniara. Nie udalo nam sie do konca ustalic skad byla Baseniara, ale na pewno nie byl to Polak ani Anglik. Baseniara spedzala duzo czasu na basanie, plumkajac sie w basenie czesto i wypatrujac KrolewiczaZBajki. O dziwo znalazla Krolewicza, ktory zadawal sie z Brzydalami (para pedalow, chyba Wloszki), ktory o dziwo nie byl gosciem hotelowym, tylko widywal sie z Brzydalami i przy okazji poznal sie Basniara. Baseniara miala wyjebane w kosmos majtki kapielowe i czasem bylo widac, ze zawartosc owych majtek sie powiekszala a za chwile zmniejszala. No coz - systemu hydraulicznego w gaciach wiekszosc facetow nie potrafi zatrzymac). Kolejna byla Zaba. Gosciu o nieustalonej narodowosci, z wielkimi oczami na malej glowie, ktora byla osadzona na bardzo nieatrakcyjnym ciele. Zaba starala sie opalic i wylegiwala na basenie dosyc czesto, ale jakos efektow owego smazenia sie nie bylo w ogole widac. Zaba byla ze swoim facetem. Zaba mieszkala na tym samym pietrze co my i na samym poczatku naszych wakacji spogladala w naszym kierunku wzrokiem pozadliwej zaby. Gdy sie przekonala, ze nie jestesmy zainteresowani blizszym (i dalszym) poznaniem sie, Zaba sie sfoszyla i nawet nam dziendorbry nie mowila. Za to wyrwala innych panow z hotelu, w czasie gdy jej facet buszowal gdzies na plazy. Wymyslislismy teorie, ze Zaba z facetem miala obstwione rewiry, ktore nie moga na siebie zachodzic. Potem byly Niemki, ktore prawdopodobnie byly chorwatkami. Calkiem dobrze wygladajaca (na pierwszy rzut okiem) para sodomitow, ktorzy sie socjalizowali z wszystkimi na okolo i zawierali 'wakacyjne przyjaznie'. Z Niemkami zamienilismy pare slow i jakos nie naszla nas ochota na dalsze kolegowanie sie. Okres wakacyjny nie sprzyja widac naszym instynktom i potrzebom spolecznym. Byli tez Polacy. Para dwoch kolesi, ktorzy gadali po hiszpansku, ale ja ich przylapalem, iz polski jezyk znaja, tylko sie pizdy kryja, ha! Polacy siedzieli na sniadaniu na 'punkcie widokowym' - miejscu, gdzie bylo wszystko widac. Obserwowali wszystkich i wszystko co sie dzieje. Co ciekawe - gdy przychodzilismy na sniadanie, oni juz dawno wszystko zjedli i zostawali jeszcze przy stoliku, jak juz wychodzilismy. Jeden Polak mial lekkiego zeza rozbieznego - pewnie zeby lepiej wszystko i wszystkich widziec. I tak nam mijaly dni. Spokojnie. Leniwie. Bez pospiechu. Bez planow. No moze za wyjatkiem jednego dnia, gdzie postanowilismy wybrac sie na nauke nurkowania (scuba diving). Kto chce moze do nas wpasc i obejrzec DVD z naszego nurkowania! Ha! A jakze - sprawilismy sobie taka pamiatke. Bylo super, choc na poczatku (pierwsze pare minut) mozna bylo spanikowac i sie troche pobac! Jednak wrazenia niezapomniane - karmilismy nawet ryby pod woda! Tego dnia mielismy tez okazje zobaczyc prawdziwa Gran Canarie - krajobraz pustynny, zupelnie jak powierzchnia Ksiezyca, Marsa. Skaly, piach, il. Widac, ze skaly wulkaniczne, czasem zauwazalne porowate skaly jak pumeks.
Ostatniej nocy postanowilismy sobie zjesc kubeczek lodow na naszym balkonie. Cieplo na zewnatrz, lody zimne. Natepnego dnia - dnia wyjazdu - rozbolalo mnie gardlo. Jakis glut sie powiekszyl gdzies w gardle i zaczal napierdalac. A tu niedziela, zadnego NLPZ czy paracetamolu nigdzie nie kupisz. Zatem przemeczylem sie caly dzien z temperatura, bolacym gardlem i lekkim odruchem wymiotnym. Lot z przesiadka w Madrycie. Na lotnisku w Las Palmas pani odprawiajaca nasz lot poprosila o dokumenty, podalismy jej nasze ID, pani cos sprawdzila, cos wklepala w komputer i po chwili sie pyta o paszporty, bo mamy lot laczony do Londynu. Zdziwiony wielce zapytuje pani, po co jej paszport, a ona, ze na ten lot do Londynu. Na co my znowuz, ze w obrebie UE to my paszportow nie uzywamy, bo jestesmy z Polski, a ta jest czlonkiem UE. Pani znow cos popisala, gdzies zadzwonila i w ostatecznosci nas odprawila. Bless... Z Barajas zabral nas Jarcia szwagier do Madrytu na pozna kolacje. Obzarlismy sie kalmarow, oliwek i frytek, ale niestety nie udalo mi sie nic kupic na gardlo. Przegoraczkowalem troche czekajac na lot. Przed wejsciem na poklad jakas pani zapytala nas o dokumenty, wiec radosnie pokazalismy jej nasze rozowe dowody osobiste. Spedzila dobra minute ogladajac je z wszystkich stron, pod swiatlo, do swiatla, od spodu, od gory, szkoda, ze sobie nie przeciagnela ich miedzy nogami jak karty magnetycznej, zeby zobaczyc co jej pizda pokaze. I znow ta sama historia - pyta sie o paszporty. No to juz chuj nas strzelil i mowimy jak debilce, ze jestesmy z Polski, ktora jest w UE, a w obrebie UE mozemy latac na dowody osobiste i ze od czterech lat nie uzywalismy paszpotow a jakims cudnym zbiegiem okolicznosci mieszkamy i zyjemy w UK. Pani costam pomamrotala a my powiedzielismy pani, ze przynajmniej miala okazje nauczyc sie jak wygladaja polskie dowody osobiste. No zesz kurwa mac! Ile to juz jestesmy w Unii a wciaz sie takie ciolki pojawiaja. I chuj. Paszportu nie bede uzywac. Niech sie ucza i kombinuja. W samolocie myslalem, ze oszaleje, bo na wymioty mnie wzbieralo i do tego wszystkiego ze stresu sie mnie sraczka dolaczyla. I takim sposobem pierwszy raz robilem kupe w samolocie. Niestety nie ostatnio, bo LATALEM do kibla pare razy. Fantastyczne bylo w jaki sposob kupa byla wsysana do kibla z odrobina wody. System prozniowy tak zasysal mocno, ze czuc bylo jak powietrze z kabiny samolotu jest wsysane przez kratki wentylacyjne na dole drzwi od kibla. Oczywiscie zrodzilo sie tysiac pytan w mojej glowie - czy spuszczajac regularnie wode w kiblu moznaby doprowadzic do zauwazalnego spadku cisnienia w kabinie? Co sie dzieje z kupa po wessaniu? Czy jakbym siedzial na kiblu i spuscil wode, to bym mi wessalo jaja? A moze maja jakis system zabezpieczen? Na szczescie na lotniskach nie mieli zadnych skanerow termicznych, bo z moja goraczka pewnie od razu by mnie wrzucili do szpitala i na Tamiflu. Sorki brystyjscy lekarze, ale niektorzy z was to debile. Bo w panice z okazji swinskiej grypy wszystkim z objawami PRZEZIEBIENIA juz zaczynaja dawac Tamiflu. Pojeby i tyle. Moja angina na szczescie obeszla sie bez leczenia antywirusowego. Gardlo napierdalalo, w pierwsza noc po przyjezdzie zaczalem chrapac jak glupi i do tego moj jezyczek sie powiekszyl parokrotnie. Zdarzylo sie mi to juz kolejny raz z tego co pamietam. Uczucie obrzydliwe jakby sie mialo kluche w gardle. Oczywiscie samo przeszlo. Jezyczek powrocil do normy, ale chrapanie zostalo. Sen mi tez zniknal. Nie moglem spac normalnie za cholere przez dobre dwa tygodnie. Jarcio i wspollokatorzy tez mieli krzyz panski ze mna w nocy, bo jak juz zasnalem na godzine, w najlepszym razie pare godzin, to budzilem wszystkich swoim charczeniem. Z czasem angina minela, lekko powiekszone wezly podzuchwowe sie zmniejszyly i przestaly byc bolesne. Charczenie sie zmniejszylo, goraczka ustapila i obecnie sie czuje super. Sen powrocil do normy i nastroj sie polepszyl. Okres niespania spowodowal lekkie zaburzenia nastroju i napedu. Pare dni temu poszedlem na interwju do szpitala, zeby zostac szalonym wolontariuszem. Procedura wdrozona, wyrabiaja mi NHSowski identyfikator, musze powysylac jeszcze pare papierow i zrobic szkolenia podstawowe oraz panel zdrowotny. W tym samym czasie zalatwiam tymczasowa prace prze agencje. Wszystko ku niemarnacji. A w mojej robocie - jak zwykle po staremu. Planujemy powoli wyjazd jesienny, prawodopodobnie do Polski, ale doniesienia o corce szatana majacej do KRPA zawitac nas odstraszaja...